Debiut Chrome OS

W tym miesiącu Google udostępnia stopniowo szerszej rzeszy testerów swój pomysł na system operacyjny. Dlaczego „testerów”? Ano dlatego, że nie można na dzień dzisiejszy stwierdzić, że propozycja jest dojrzała i nie zaserwuje niespodzianek, prawdopodobnie w pewnych kwestiach przykrych. Ponieważ Chrome OS kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic dla przeciętnego użytkownika, klienci, którzy zdecydują się na przesiadkę lub dodatkową, alternatywną maszynę w postaci Chromebooka, poddani zostaną globalnemu testowi w celu ustalenia jak owa koncepcja sprawdzi się w normalnym użytkowaniu. Najważniejsze jednak, że w najbliższych tygodniach i miesiącach przejdziemy od czysto teoretycznych dyskusji, często zresztą przesadnie zabarwionych emocjami, do praktycznych wniosków. Te właśnie względy dają mi ostatnią szansę na wypowiedź o systemie w oderwaniu od doświadczeń praktycznych, które bezlitośnie ukażą całą prawdę o przedmiocie poniższych rozważań.

Od samego początku nastawiałem się raczej pozytywnie do Chrome OS. Do dzisiaj uważam, że zaspokajać on będzie potrzeby pewnej grupy ludzi, a także może się okazać rewelacją w świecie biznesu. Sam system posiada szereg oczywistych ograniczeń, ale czy nie można tego powiedzieć o pewnym typie samych użytkowników? Ta, moim zdaniem, kluczowa kwestia zbyt często była pomijana w gorących dysputach rozgrywających się w sieci. Kiedy myślę o użytkownikach, którzy pracę z komputerem rozumieją jako sprawdzenie poczty, obejrzenie filmu, zapoznanie się z najnowszymi wpisami w serwisach społecznościowych itp., możliwości serwowane przez Chrome OS wydają się być wprost wymarzone. Wymarzone dla obu stron. Mam tu na myśli zadowolonych konsumentów treści, którzy dostają to, co chcą w prosty, nieangażujący sposób, ale również wszelkiego rodzaju technicznie zorientowanych internautów. W perspektywie bowiem wszyscy być może odetchniemy z ulgą, gdy ludzie, którzy nie mają pojęcia o bezpieczeństwie w sieci dostaną do dyspozycji narzędzie, które co najwyżej narobi im szkód w ich własnym ogródku jeżeli, mimo prostoty, użyte zostanie w sposób lekkomyślny. Ta sytuacja jest wybawieniem obu stron barykady od ich indywidualnych bolączek. Nikomu nie można narzucić obowiązku śledzenia tendencji rozwoju zagrożeń czyhających na użytkownika w sieci. W takim układzie najlepiej dać osobom niezainteresowanym taką wiedzą końcówkę, która służyć będzie tylko do wyświetlania treści. Wystarczy parę minut z kimś, kto posiada mniej niż podstawową wiedzę na temat działania komputera aby zdać sobie sprawę, że jest wśród nas cała masa ludzi, która nigdy nie zrozumie niuansów takich systemów jak Windows. Dla tych ludzi to, co się kryje w samym mechanizmie działania pozostanie abstrakcją, czystą magią. W tym fakcie upatrywałbym przyczyn sukcesywnego wypierania pecetów urządzeniami typu tablet, gdzie na dobrą sprawę nawet gdyby się chciało, to nie da się „zajrzeć pod maskę”. Coraz mniejsza liczba użytkowników będzie w ogóle zdawała sobie sprawę z jakich podzespołów korzysta. Wiedza techniczna przeciętnego użytkownika komputerów przyszłości będzie w stu procentach wyparta przez wiedzę praktyczną skupiającą się na pracy z urządzeniem, a nie pracy urządzenia. Na tym, w moim głębokim przekonaniu, polegać musi proces poszukiwania odpowiednich rozwiązań we współczesnej technologii informatycznej. Paradoksalnie jednak to, co proste i intuicyjne dla końcowego użytkownika, bywa często szalenie trudne do osiągnięcia dla inżyniera czy projektanta. Prostota to przewrotny efekt złożoności zastosowanych rozwiązań. Dlatego tak ważne są eksperymenty typu Chrome OS. Każda nowa koncepcja systemu operacyjnego przybliża nas do wyodrębnienia tego, który okaże się najlepszy do wszelkiego rodzaju zastosowań. Te w sumie banalne i oczywiste sprawy zadziwiająco często wydają się być pomijane w dyskusji na temat pomysłu Google. Fascynuje mnie to dziwne przekonanie co poniektórych, że wszyscy ludzie korzystający z komputerów posiadają na ich temat wiedzę. Czasy, w których to stwierdzenie było prawdą skończyły się jakieś piętnaście lat temu. Bezpowrotnie.

Chrome OS to system operacyjny dedykowany ludziom, którzy „żyją w sieci”. Nic, poza pocztą e-mail, statusem na facebooku czy filmikiem na youtube ich nie interesuje. Skąd tyle kontrowersji wokół faktu, że nic innego system ten nie ma intencji oferować? Reakcja na diametralną zmianę myślenia na temat urządzenia, jakim jest komputer? Bunt wobec głupoty wynikającej z ograniczeń tego typu maszyny? Strach przed przechowywaniem prywatnych danych w chmurze? Osobiście wszystkie trzy kwestie stanowią dla mnie naturalną ewolucję i w ogóle mnie nie dziwią ani nie szokują. Po prostu to się już dzieje i nie ma się przed czym bronić. W moim mniemaniu jedyną kontrowersją łączącą się z systemem Google i Chromebookami jest ich zdecydowanie zbyt wygórowana cena. Nieporozumieniem jest zestawienie ceny względem korzyści maszyn z logo Google na klapie. Za minimalne możliwości, jakie dają te urządzenia oczekiwać należałoby równie minimalnych nakładów finansowych. W tym miejscu jednakże następuje jakiś przykry dysonans. Lecz Google jest firmą relatywnie nową i wszystko robi inaczej, a to, że jest inna i robi rzeczy po swojemu jest zarazem jej największą siłą. Czy Chrome OS jest czymś dla mnie? Prawie na pewno nie, ale widzę zapotrzebowanie, widzę niszę, w której system Google pozyskać może rację bytu.

Dodaj komentarz